
Takiego weekendu w tym sezonie piłkarskim jeszcze nie było. Po wygrane i tym samym trzy punkty sięgnęli obaj czwartoligowcy. Szczególnie cenna jest ona dla żywieckiego Górala, który ze zwycięstwa cieszył się dopiero pierwszy raz!
W pełni na nią zasłużyli, a liczni kibice wierzyli i zobaczyli
Niekiedy było bardzo blisko, ale w najlepszym wypadku kończyło się na remisie, a dokładnie trzech. Ekipa beniaminka na pierwszą IV-ligową wygraną czekała długie 12 kolejek, co między innymi spowodowało pożegnanie się z drużyną Bartosza Woźniaka, którego zastąpił ma trenerskiej ławce Filip Kasiński.
Nie ma co ukrywać, że po tylu niewygranych meczach zawodnicy wychodząc na boisko mieli na plecach dodatkowe 10 kg. Oczywiście, że jest radość, Tym razem nie musimy mówić, że coś nam się udało. Zdobyliśmy bramki po bardzo udanych, przemyślanych akcjach. Nie były one dziełem przypadku. Na wygraną mocno zapracował cały zespół – powiedział po spotkaniu z ROW 1964 Rybnik Filip Kasiński, trener żywieckiego Górala i nie ma w jego słowach kurtuazji. Wszak jedną z bramek zdobył rezerwowy.
Jak już wspominaliśmy starcie z rybniczanami miało ogromne znaczenie dla żywczan. Ewentualna przewaga spowodowałaby, że traciliby do swoich sobotnich rywali aż 11 punktów i tym samym tyle samo do bezpiecznego miejsca w ligowej tabeli. Wiedzieli o tym nie tylko piłkarze, ale także ich kibice, którzy zorganizowali solidną akcję mobilizacyjną i silną grupą wybrali się na Śląsk wspierać swoich ulubieńców (video pod tekstem) – Cieszę się, że udało nam się zagrać na zero z tyłu. Jak dołożymy coś z przodu, to będziemy wygrywać – mówił niedawno Filip Kasiński. I jego podopieczni w pełni realizowania te założenia taktyczne. W pierwszej kolejności ponownie skupili się na zabezpieczeniu dostępu do swojej bramki, wyczekując szans na wyprowadzenie skutecznej akcji ofensywnej. W pierwszej odsłonie okazji ku temu nie było za wiele. Co najważniejsze zawodnicy Górala zdołali zneutralizować poczynania gospodarzy. Tym samym do przerwy wynik był taki sam, jak wówczas gdy rozbrzmiewał pierwszy gwizdek.
Kwadrans w szatni lepiej wykorzystali goście. Potrzebowali niespełna pięciu minut, by objąć prowadzenie. Z podania Miłosza Węglarza najlepszy możliwy pożytek zrobił Grzegorz Szymoński. Można powiedzieć, że takie scenariusze w tym sezonie już były. Tym razem jednak podopieczni Filipa Kasińskiego zagrali bardzo odpowiedzialnie. Nie rzucili się na rywali, lecz „grali swoje” i zostali nagrodzeni w końcówce. Wprowadzony na ostatnie dwa kwadranse Jakub Kantyka w tempo wyszedł do prostopadłego podania adresowanego przez Tomasza Janika i zrobiło się 2:0 dla Górala!
Na pewno wygrana sprawi, że chłopcy nabiorą więcej pewności siebie. Nie wiem czy zaczniemy wygrywać, ale na pewno będziemy mieć większą pewność i wiarę w swoje umiejętności. Faktycznie, punktujemy na wyjazdach. Musimy popracować nad tym, aby stadion w Żywcu stał się naszą twierdzą. Aby rywale jadąc do nas musieli mieć obawy o wynik – mówi Filip Kasiński
ROW1964 Rybnik – Góral Żywiec 0:2 (0:0)
Bramki: Szymoński, Kantyka
Góral: Szczotka, Biegun, Knapek, Stasica, Tatarczyk, Kubieniec, Semik (85' Gowin), Zoń (46' Marian), Szymoński (63' Kantyka), Węglarz (79' Nejfeld), Janik
* * * * *
Ważna wygrana Orła
Od początku sezonu okrzepły już w IV lidze Orzeł Łękawica spisuje się zdecydowanie lepiej od beniaminka z Żywca. Co nie oznacza, że i jemu w sobotę punkty nie były potrzebne. Tym bardziej, że grał na własnym stadionie z sąsiadem w ligowej tabeli.
Zarówno Orzeł, jak i goszczona przez niego Kuźnia Ustroń nie grają w IV lidze od wczoraj, a i ich trenerzy, to specjaliści w swoim fachu. Można było zatem podejrzewać, że jedni i drudzy wzajemnie siebie rozczytają jeszcze przed spotkaniem. I po części tak było. Tak gospodarze, jak i goście wyszli na plac gry z wyraźnym respektem do siebie i długo badali swoje mocne i słabe strony, jakby sprawdzając, czy przedmeczowe założenia zostały dobrze przyjęte.
I kto wie jakby potoczyło się spotkanie, gdyby na kilka minut przed końcem pierwszej odsłony goście nie zdecydowali się przecisnąć obrońców. Skończyło się to dla nich… piłką na pozorne uwolnienie. Zaaferowani próbą przechwytu zapomnieli o obronie tyłów. Do długiego podania dopadł Robert Mrózek, który nie zwykł marnować sytuacji gdy staje oko w oko z bramkarzem.
W drugiej połowie Mrózek z roli egzekutora zamienił się nie w asystenta, bo byłoby to dla niego ujmą, a kreatora. Tak pograł piłką, że ściągnął na siebie obrońców, którzy spuścili z oka Kamila Małolepszego. I to właśnie do niego trafiło podanie, które po kilku sekundach zostało zamienione na gola.
Orzeł Łękawica – Kuźnia Ustroń 2:0 (1:0)
Bramki: Mrózek, Małolepszy
Orzeł: Ł. Byrtek, Krasny, Świniański, Pępek, Olszowski, Studencki, Chwaja, Małolepszy, Michalec (46' Pośpiech), M. Widuch (46' Piórecki), Mrózek (80' Biółka)
Źródło: PZPN
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie