
Gdy w trakcie rundy jesiennej Bory Pietrzykowice mocno włączyły się do walki o awans do IV ligi apetyty kibiców szybko urosły. Końcówka rundy nie była jednak w pełni udana i podopieczni Sebastiana Grunszfelda zimują na czwartej pozycji ze stratą pięciu punktów do lidera. Strata do odrobienia, ale w Pietrzykowicach awans nie jest sprawą życia lub śmierci.
- Wygrywanie zawsze cieszy i tego nigdy dość. Niedawno awansowaliśmy do ligi okręgowej i naszym celem jest okrzepnięcie i zdobywanie doświadczenia – mówi Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec Borów Pietrzykowice. Prowadzona przez niego drużyna zaczęła sezon od wyjazdowej wygranej 3:1 z LKS Leśna, ale szybko zaciągnęła hamulec i zaledwie bezbramkowo zremisowała u siebie z Podhalanką Milówka, a dwa tygodnie później także na własnym boisku 1:1 ze Skałką Żabnica, choć po drodze zdążyła skromnie, ale zasłużenie pokonać 1:0 Sołę Rajcza. – Rzeczywiście, szkoda punktów jakie straciliśmy z Podhalanką i Skałką. Potem złapaliśmy cug – zauważa trener.
Po remisie ze Skałką Bory wygrały cztery kolejne spotkania i wykorzystując niepowodzenia konkurencji doszusowały do czuba stawki. Wtedy jednak ich zwycięski marsz zatrzymało Tempo Puńców, a poranionych pietrzykowian w derbach minimalnie pokonał GKS Radziechowy-Wieprz. – Przegrana ze spadkowiczem i to minimalna nie jest powodem do wstydu – stwierdza Sebastian Gruszfeld, który po derbowym meczu ma lekki niedosyt, ale zdecydowanie bardziej żałuje straconych punktów z Piastem Cieszyn, gdyż Bory dały sobie odebrać dwa punkty niemal równo z końcowym gwizdkiem.
Można zatem powiedzieć tak. Dobrze przepracować zimę, a wiosną nie stracić głupich punktów i awans Borów do IV lig to bardzo realny scenariusz. Niby prawda, ale trener twardo stąpa po ziemi. – Spokojnie przygotowujemy się do rundy rewanżowej. Jeszcze dwa lata temu, czyli w sezonie „covidowym” na tym etapie rozgrywek byliśmy na pozycji spadkowej. Uratowało nas, że wówczas nie było degradacji. Dało nam to czas na solidną pracę, okrzepnięcie i nabranie doświadczenia – mówi Sebastian Gruszfeld.
W przypadku Borów słowa trenera mają szczególne znaczenie. O ile bowiem wiele innych ekip może w ciągu przerwy między rozgrywkami przebudować drużynę, tak w Pietrzykowicach jest to po prostu niemożliwe. Z uwagi na fakt, że klub nie płaci zawodnikom za grę, to pozyskiwanie graczy z zewnątrz jest arcytrudne, a wręcz niemożliwe. W rezultacie kadra Borów w 95 proc. opiera się na mieszkańcach tej miejscowości. Zaś celem w samym w sobie jest wprowadzanie do pierwszej drużyny juniorów. I tak już od roku w seniorskiej drużynie trenują i występują Jakub Sołtysik i Mikołaj Pindel, a jesienią wskoczył do składu Adrian Duraj. Z pierwszym zespołem trenuje już także Andrzej Hula.
Za Borami już dwa mecze kontrolne. W pierwszym zremisowały 2:2 z liderem żywieckiej B klasy – ŻAPN Żywiec, a w drugim pokonały 4:1 wicelidera A klasy – Smreka Ślemień. Przed pietrzykowianami jeszcze sześć sparingów. W najbliższą niedzielę zmierzą się z BKS Stalą Bialsko- Biała (14 miejsce w bielsko-tyskiej okręgówce), a 19 lutego z GLKS Wilkowice, który przewodzi bielsko-tyskiej okręgówce. Następnie w rozpisce jest Soła Kobiernice – V m. w bielskiej A klasie (26 lub 27 luty), KS Bestwina – XV miejsce w bielskiej okręgówce (6 marca), ZET Tychy - V m. w tej samej klasie rozgrywkowej (12/13 marca). Okres przygotowawczy zakończy starcie z LKS Łąka – VI m. w bielskiej okręgówce (19/20 marca).
Rundę rewanżową Bory zaczną w sobotę 26 marca meczem z LKS Leśna. I choć zagrają na własnym stadionie, to trener Gruszfeld nie dzieli skóry na niedźwiedziu. – Pierwszy mecz po zimowej przerwie to wielka niewiadoma i suma większego szczęścia. Przejście ze sztucznej murawy na naturalną to ogromna zmiana. To inne zachowanie piłki, ale i inny rodzaj zmęczenia, inne ruchy – zauważa.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie