
„Historia góry Grojec”
Dawno, dawno temu, za czasów, których już nikt nie pamięta, żył sobie na tym świecie skrzypek zwany Jecem. Chłopak mieszkał w Beskidach, a dokładnie w Żywieckiej Kotlinie. Żyło mu się spokojnie przez całe dzieciństwo dopóki ojciec mu nie umarł. Matka pracy znaleźć nie mogła, dlatego chłopiec postanowił zarabiać na grze i śpiewie.
Pewnego dnia, gdy Jec przechodził koło góry bez nazwy, spotkał piękną dziewczynę z koroną na głowie.
- Witaj piękna panienko – rzekł do niej. - Witaj. Kim jesteś? Skąd się tu wzięłaś? – spytał
- Jestem księżniczką, córką królowej Beskidów. A na imię mi Lasbora. Pytałeś skąd tu się wzięłam, a więc jestem tu za karę. Widzisz tę górę – i wskazała na górę bez nazwy. Jeszcze niedawno była równa, ale ja źle postąpiłam i wiele ziemi się z niej osunęło. Teraz mam wymyśleć jej nazwę, i chociaż mam na to dużo czasu, nic nie mogę wymyśleć.
- Chętnie ci pomogę – powiedział Jec.
- Naprawdę jak mam tobie dziękować – odpowiedziała Lasbora.
Długo jeszcze rozmawiali, a że dziewczyna nie miała się gdzie podziać, chłopiec zaproponował jej by zatrzymała się u niego.
Minął tydzień od spotkania, a oni wciąż nie potrafili wymyślić nazwy. Jeżeli Lasborze było smutno, Jec grał jej na skrzypcach najzabawniejsze melodie, tak że dziewczyna od razu się rozweselała.
Wkrótce zapomnieli o karze dziewczyny i o wszystkich smutkach. Traktowali się jak rodzeństwo. Ich szczęście nie trwało długo. Przyszła sroga zima, a w dodatku plony w lecie nie były obfite. Matka Jeca ciężko zachorowała. Nie mogła ani jeść ani pić. Miała bardzo wysoką gorączkę i po kilku dniach zmarła. Została pochowana na szczycie góry. Lasbora obwiniała się o jej śmierć. Całymi dniami przesiadywała na jej grobie i przepraszała za to, że pojawiła się w ich życiu. Mówiła, że gdyby nie ona, Jec bardziej by na matkę uważał i nie zachorowałaby i nie umarła.Nie chciała by się ktoś do niej zbliżał, bo jak mówiła, przynosiła pecha. Nic jej nie potrafiło pocieszyć, nawet wesołe piosenki Jeca, które tak bardzo lubiła. Coraz bardziej zamykała się w sobie. Nie jadła, nie piła, nie dbała o siebie. Była blada, nie spała. Strojna, piękna panna, stała się cieniem człowieka. Ciągle dręczyła ją myśl o śmierci matki chłopaka. Starała się to zagłuszyć pracą, ale nic nie pomagało. Próbowała także innych sposobów. Nocami wymykała się nad rzekę, gdzie przebywała aż do wschodu słońca. W dzień pod pretekstem zbierania chrustu, chodziła na długie spacery. Jeśli wracała po ciemku, mówiła, że nie mogła nic znaleźć. Po pewnym czasie przestała z kimkolwiek rozmawiać. Siedziała tylko przy oknie i wpatrywała się w górę bez nazwy. Gdy Jec to zauważył, przypomniał sobie o jej zadaniu.
- Może nazwa dla góry ożywi Lasborę – pomyślał.
Minął miesiąc, a Jec już nie miał nadziei na to, że wymyśli nazwę, chociaż myślał dniem i nocą.
Pewnego dnia, gdy Jec wrócił z gospody, gdzie grywał na skrzypcach usłyszał ciche słowa dobiegające z pokoju, gdzie zawsze siedziała Lasbora.
- Muszę to zrobić – powiedziała – muszę!
Początkowo Jec tego nie rozumiał. Ale udało mu się to zrozumieć po tygodniu. Było to w środę w dzień targowy. Lasbora wstała wczesnym rankiem i poszła nad rzekę. Była tam sama do czasu, dopóki Jec jej nie znalazł.Po kilku godzinach siedzenia w ciszy powiedziała, że jeżeli nie wymyśli nazwy dla góry, sprowadzi na całe Beskidy ogromne nieszczęście. Jec myślał, że Lasbora wróci do domu na noc, ale nie zrobiła tego. Nad ranem skrzypek wyruszył na poszukiwania królewny, która jak się domyślał ukryła się w lesie na stoku góry. Szukał jej cały dzień, lecz nie znalazł. Pomyślał, że wróciła do swojej matki Królowej Beskidów.
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Pewnego letniego dnia doszła do Jeca wiadomość o odnalezieniu Lasbory. Była bardzo ciężko chora. Żaden z lekarzy nie wiedział co jej dolega. Nie pomagały wywary ziołowe ani żadne lekarstwa. Była to dziwna choroba. Jej objawami nie była ani wysoka gorączka, ani kaszel, ból głowy, nie był to też ból mięśni, stawów czy kości. Widać było, że tę dziewczynę coś dręczy od środka. Lasbora była bardzo wycieńczona, co oznaczało, że od dawna nic dobrego nie jadła. Była blada a jej prawie fioletowe wargi wyglądały, jakby ich właścicielka już od dawna nie żyła.
Jec nie wiedział co robić by ratować dziewczynę. Lasbora była coraz słabsza i coraz bliższa śmierci. Jej ostatnim życzeniem było, aby Jec dokończył jej misję. Powiedziała także, że chce być pochowana na szczycie góry obok jego matki.
Pochówek był bardzo cichy. Jec całymi dniami siedział przy grobie matki i Lasbory i grał im najpiękniejsze melodie jakie znał. Był bardzo samotny, zaniedbywał pracę, w końcu umarł z tęsknoty.
Gdy halny hulał między drzewami na owej górze, górale Żywieccy powiadali, że to gra Jec. A w gwarze ludowej słowo gra brzmiało gro. Od tego powiedzenia wzięła się nazwa góry GROJEC, u której stóp płynie rzeka Soła.
Autor: Maria Gołąb
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie