Reklama

Powódz w Juszczynie - tragedia o której mało kto pamięta

Redakcja TuZywiec
11/11/2023 04:20

Powódz miała miejsce w 1908 r.

Wieś Juszczyna, powożona na południe od Żywca, w ciasnym wąwozie pomiędzy górami Kiczorą, Grójcem i Przyborem, składa się z dwóch grup domów, rozłożonych ponad potokiem Juszczynką zwanym, uchodzącym do Soły. Potoczek to mały, w porze letniej prawie bezwodny, wzbiera jednak bardzo szybko podczas deszczów, wskutek opadających do niego stromo stoków gór, a wtenczas staje się bardzo rwącym z powodu znacznego spadu. Takie jest położenie wioski, która padła w nocy z dnia 15 na 16 bm. ofiarą burzy, połączonej z oberwaniem chmur. Według urzędownie stwierdzonej relacyi naocznych świadków, przebieg katastrofy był następujący:

Burza szalała od godz. 12 w nocy, nie wyrządzając jednak szkody. Około godziny 2 po północy, po uderzeniu pioruna, spadł najprzód grad, a bezpośrednio po nim oberwanie chmur nad górną częścią wąwozu juszczyńskiego. Masy wody rwały z sobą krzewy, drzewa, płoty i skały, niosąc je nadół parowem górnej części wąwozu, z czego utworzyła się na jednym z zakrętów ogromna tama, wstrzymująca na chwilę odpływ mas wodnych. Wskutek utworzenia się tamy powstał zbiornik, do którego przez jakiś kwadrans staczały się fale ze stoków gór z ogromną siłą. Tama oczywiście tylko do czasu mogła oprzeć się naporowi fal. Nagle przerwała się, a nagromadzone masy wody, żwiru, kamieni i drzew, runęły z siłą żywiołową na dół wąwozu, porywając z sobą wszystko, co napotkały: drzewa, domy, skały i ziemię; w jednej chwili wąwóz zapełniony był wodą do wysokości 3 metrów.

 O ratunku mowy nie było, gdyż kto z domu wyskoczył, tego prąd porwał, a staczane nim kamienie zabijały. Krzyki nieszczęśliwych ofiar zagłuszył ryk burzy i rozszalałego potoku; straszne sceny zasłoniła ciemna noc.

 Ulewa trwała do godziny 3 nad ranem. Brzask dnia odsłonił straszny widok!

Jedenaście zagród zupełnie zniesionych z powierzchni ziemi, drugie tyle do połowy zburzonych, ściany ich podmyte, wiszą nad szybko opadającą wodą potoka. Cala dolina zasypana żwirem, odłamami drzew, belkami zniesionych domów i połamanymi sprzętami domowymi! Z pod tych gruzów wyglądają ciała potopionych zwierząt, jak koni, krów, owiec, świń i innego dobytku. Tu i owdzie trup ludzki…

 Dotychczas stwierdzono zgon 22 osób utopionych, z tych wydobyto z wody i gruzów 11. Dalsza akcya w toku. Pięć zwłok uniosły fale Juszczynki aż do Soły; wydobyto je rano w Wieprzu, około arcyksiążęgo folwarku, gdzie się zatrzymały wraz z mnóstwem zabranych sprzętów i gruzów na prowadzącej tam przez Sołę silnie zbudowanej kładce.

 Wiadomość o katastrofie doszła do Żywca dopiero rano, około godziny siódmej, stosunkowo późno, z powodu przerwanej komunikacyi. Natychmiast wyjechał na miejsce starosta p. Porth z żandarmeryą, a na jego wezwanie podążyły za nim straże ogniowe z Żywca i Zabłocia. Niestety cała akcya ograniczyć się musiała już tylko na wyławianiu zwłok ludzkich i ciał potopionych zwierząt domowych z wezbranej Soły, oraz na wydobywaniu ich z gruzów zniesionych domów.

 O katastrofie zawiadomiono zaraz prezydyum namiestnictwa i tutejszych posłów w Radzie państwa, celem uzyskania rychłej pomocy dla nieszczęśliwych.

Niepodobna zamilczeć o udziale arcyksięcia Karola Stefana w akcyi niesienia pomocy dotkniętym katastrofą.

Wysłał on zaraz rano dnia 16 b. m. na miejsce wypadku swych urzędników, z poleceniem jak najrychlejszego doniesienia mu o rozmiarach klęski. Zań dnia 17 lipca, wczas rano, gdy tylko przywrócono komunikacyę wozową do Juszczyny, wyjechał sam na miejsce katastrofy, by własną ręką nieść pierwszą pomoc nieszczęśliwym, pozbawionym ostatniego kawałka chleba. Wrócił około południa, przeszedłszy całą wieś, a przywiózł z sobą najbardziej może politowania godną ofiarę strasznej klęski, 10-letniego sierotkę, Władka Stokłosę, któremu żywioł jednym strasznym zamachem zabrał ojca, matkę, pięcioro rodzeństwa i chatę ze wszystkiem w niej i koło niej! Chłopiec wyskoczywszy oknem, porwany prądem wody, zawisł na wierzbie, ratując się instynktowo na jej wierzchołek, gdzie go rano zemdlałego znaleziono. Arcyksiążę oddał biednego chłopca rodzinie swej, oczekującej go w parku przed zamkiem żywieckim, oświadczając, iż postanowił zająć się losem sieroty.  

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo tuzywiec.pl




Reklama
Wróć do