W niespełna dziewięciotysięcznej gminie Jeleśnia narasta konflikt, który 7 grudnia znajdzie swój finał w referendum dotyczącym odwołania wójt Anny Wasilewskiej. Rosnące niezadowolenie części mieszkańców przerodziło się w inicjatywę mającą na celu przedterminowe zakończenie jej kadencji. Choć emocje w gminie są ogromne, całe przedsięwzięcie wiąże się również z poważnym obciążeniem finansowym — kosztem szacowanym na około 100 tysięcy złotych.
Zarzuty wobec wójt: od niespełnionych obietnic po nepotyzm
Inicjatorzy referendum wskazują na szereg problemów, które ich zdaniem obciążają obecne władze gminy. Na liście znalazły się m.in. niespełnione obietnice wyborcze, zaniedbania w obszarze oświaty oraz brak transparentności w funkcjonowaniu Urzędu Gminy. Część mieszkańców podnosi również zarzuty dotyczące nepotyzmu, co – jak twierdzą – podważa zaufanie do bezstronnego zarządzania lokalnymi sprawami.
Kosztowny test demokracji
Referendum, niezależnie od wyniku, już teraz generuje dla gminy znaczący koszt. Jak potwierdza Urząd Gminy, organizacja głosowania pochłonie około 100 tysięcy złotych. Kwota ta obejmuje przygotowanie i zabezpieczenie lokali wyborczych, druk kart oraz obsługę administracyjną całego procesu. Dla budżetu niewielkiej gminy to wydatek odczuwalny, będący bezpośrednią konsekwencją narastającego konfliktu politycznego.
Ostateczny rezultat referendum zależeć będzie jednak nie tylko od głosów „za” lub „przeciw”, lecz przede wszystkim od frekwencji. Bez odpowiedniego udziału mieszkańców nawet kosztowne głosowanie może zakończyć się jedynie symbolicznym gestem – bez realnych zmian w lokalnej polityce.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie