
„Legenda o ostatnim żywieckim utopielcu”
Na podstawie opowiadania p.t. „O ostatnim utopielcu żywieckim” Z. M. Okuljara.
Dawno, dawno temu jak wspominają mieszkańcy miasta, utopce mieszkały całymi rodzinami w okolicy jazu, żelaznego mostu kolejowego czy też w łęgu za gazownią – gdzie obecnie Soła łączy się z Jeziorem Żywieckim.
Historia ostatniego żywieckiego utopca związana jest z rodziną rzeźnika Studenckiego. Tego to właśnie masarza, mieszkającego przy moście solnym, stale odwiedzał w jego masarni ostatni żywiecki utopielec. Żywiecki utopielec ubierał się na zielono, włosy miał rdzawe a oczy rybie, wielkie i wybałabuszone koloru zielonego. Przez ramię miał przewieszoną torbę, która zakrywała mu na prawym boku wiecznie mokrą plamę. Zjawiał się zawsze wieczorem, kiedy w sklepie nie było nikogo, kupował różnego rodzaju mięsne odpady i podroby. Sam od siebie płacił dwa razy tyle co żądał rzeźnik.
Działo się to po pierwszej wojnie światowej i trwało to może rok, może dwa. Byłoby tak pewnie dalej, gdyby utopca nie spotkała w sklepie ładna, młoda wiejska dziewczyna, Weronka, służąca Studenckich, która przez ciekawość zapytała utopca, czy on zjada to wszystko co kupuje. Wtedy utopiec, aby zaspokoić ciekawość Weronki odpowiedział, że zakupy robi po to by karmić ryby i raki. Wtedy Weronka zorientowała się, że ma do czynienia z utopcem i bardzo się przeraziła, że może on zrobić im krzywdę i do Soły ich zaciągnąć. Przekonywała masarza Studenckiego, by uwierzył, że jest to najprawdziwszy utopiec - tylko po miejsku ubrany. Pewnego dnia po południu zerwała się wichura. Burza z piorunami nadciągała od Skrzycznego. Pan Studencki uciął sobie drzemkę, a jego żona krzątała się po kuchni. Zaczął padać deszcz i nagle w sklepowych drzwiach pojawił się utopiec. Kiedy Weronka go zobaczyła, szybko wzięła do ręki kropidło już wcześniej na utopca przygotowane, zamoczyła w kropielniczce ze święconą wodą, która na drzwiach wisiała i zaczęła kropić utopca mówiąc:
- W imię Ojca i Syna i Ducha, a zgiń maro i zostaw ten dom w świętym spokoju... - a co kropnęła to utopiec stawał się mniejszy i mniejszy aż zmienił się w żabę zieloną w szare plamki. Zanim jednak to się stało zdążył jeszcze opluć Weronkę.
Nagle zerwał się wicher, otwarł sklepowe drzwi i żaba uciekła do ogrodu. Za kilka dni po tym zajściu, Weronkę obsypało krostami. Żadne leki nie pomagały. Pani Studencka twierdziła, że to utopiec zemścił się na Weronce za to święcenie. Żal jej było dziewczyny, która wyglądała okropnie. Poradziła więc Weronce aby szła do kapliczki świętego Wita, a tam przed tą kapliczką w źródełku w cembrowinie kamiennej cała się obmyła, bo woda ta ma moc uzdrawiającą i niejednemu już pomogła. Nawet sam król Jan Kazimierz tam się modlił i łaskę uzdrowienia otrzymał. Weronka zrobiła tak jak jej pani Studencka poradziła i za czwartym umyciem wredne krosty zniknęły. Weronka z wdzięczności za swe wyzdrowienie świeczki przed Upadkiem Pańskim przy wejściu do kościoła farnego przy rynku zapaliła i modliła się za utopielca, co go na żabę wyświęciła.
Pan Studencki pokpiwał sobie z tej opowieści, ale prawdą było, że utopiec zielony już się więcej w sklepie nie pojawił. Weronka zaś święcie wierzyła, ze dom i rodzinę Studenckich od wielkiego nieszczęścia uratowała.
Na podstawie opowiadania p.t. „O ostatnim utopielcu żywieckim” Z. M. Okuljara.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie