Reklama

Katastrofa autobusów w Wilczym Jarze - hołd ofiarom i tajemnice tragedii. Emocje i kontrowersje po 43 latach. Mieszkańcy pamiętają.

15 listopada 1978 roku w Wilczym Jarze, malowniczym wąwozie niedaleko Jeziora Żywieckiego, doszło do jednej z największych katastrof drogowych w powojennej Polsce. W dwóch tragicznych wypadkach autobusów PKS, które przewoziły górników do pracy w kopalni KWK "Brzeszcze", życie straciło trzydzieści osób. Z tej przyczyny dziś złożono hołd ofiarom przy pamiątkowym obelisku w Oczkowie, gdzie uczczono ich pamięć zapaleniem zniczy i złożeniem kwiatów.

Przebieg tragedii

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w mroźny poranek 15 listopada. O godzinie 4:50 pierwszy autobus marki Autosan H9-03, prowadzony przez Józefa Adamka, wpadł w poślizg na oblodzonym moście w Wilczym Jarze i przebił bariery ochronne, po czym runął z wysokości 18 metrów do wąwozu. Pojazd zatrzymał się tuż przy brzegu Jeziora Żywieckiego. Kilka osób, które zauważyły rozgrywającą się tragedię, próbowało udzielić pomocy i udało się uratować dziewięciu pasażerów.

Niecałe pół godziny później, o 5:15, drugi autobus PKS, także Autosan H9-03, kierowany przez Bolesława Zonia, przejeżdżając przez ten sam odcinek drogi, wpadł w poślizg w wyrwę po pierwszym wypadku. Pojazd osunął się z mostu, po czym wpadł do jeziora i zatonął na głębokości pięciu metrów. Mimo wysiłków, by ostrzec kierowcę, autobus z ponad dwudziestoma osobami na pokładzie uległ tragicznemu losowi.

Oficjalne wyjaśnienia i kontrowersje

W oficjalnym komunikacie prasowym z tamtego okresu, prokuratura wojewódzka w Bielsku-Białej wskazała na błędy w technice jazdy i zbyt dużą prędkość, co – w połączeniu z wyjątkowo trudnymi warunkami atmosferycznymi tamtego poranka – miało doprowadzić do tragedii. Według świadków, temperatura wynosiła wtedy -6°C, a w pobliżu zbiorników wodnych na jezdni tworzyły się osady zamarzniętej rosy.

Jednak w późniejszych latach pojawiły się wątpliwości dotyczące przebiegu śledztwa. Historyk Paweł Zyzak, autor książki Tajemnica Wilczego Jaru, sugerował, że śledztwo mogło być prowadzone pod z góry założoną tezę i że mogło dojść do kolizji z innym pojazdem, być może nawet z radiowozem Milicji Obywatelskiej. Te spekulacje do dziś budzą emocje i nie zostały jednoznacznie potwierdzone.

Upamiętnienie ofiar i znaczenie tragedii

W katastrofie zginęło trzydziestu pasażerów – 29 mężczyzn oraz jedna kobieta, wdowa po górniku, który dwa tygodnie wcześniej również zginął w wypadku drogowym. Najmłodsze ofiary miały zaledwie 18 lat, a najstarsza 48. Wśród zmarłych znaleźli się kierowcy obu autobusów: Józef Adamek, ojciec przyszłego boksera Tomasza Adamka, oraz Bolesław Zoń.

Dziś pamięć o tych wydarzeniach pozostaje żywa dzięki inicjatywom społecznym i rodzinnym, które kultywują pamięć o ofiarach. Ze względu na modernizację mostu w Oczkowie, tablica pamiątkowa została zabezpieczona drewnianą wiatą, a w rocznicę katastrofy mieszkańcy, przedstawiciele władz lokalnych, w tym burmistrz Żywca Radosław Szot, oraz delegacje związków zawodowych złożyli hołd poległym.

Pomnik w Wilczym Jarze pozostaje cichym świadkiem tych dramatycznych wydarzeń, będąc miejscem refleksji i pamięci dla mieszkańców regionu.

 

 

Źródło: Wikipedia
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo tuzywiec.pl




Reklama
Wróć do